piątek, 31 sierpnia 2012

trzynaście

To nie do pomyślenia ile razy w życiu się już zgubiłam. Ile razy przerastało mnie to, co akurat się działo, ile razy mówiłam sobie, że mam siłę to pokonać w głębi serca tak naprawdę wiedząc, że nie mam jej już od dłuższego czasu. Było mnóstwo sytuacji, kiedy miałam wrażenie, że sobie nie poradzę, bo nie wiem co zrobić, nie wiem czy dam radę i nie byłam pewna rzeczy, o których mówili mi inni. Musiałam radzić sobie sama, bo nikt nie był w stanie mi pomóc, przecież nikt poza mną nie wiedział, przez co przechodzę, a ja nie umiałam tego wyjaśnić, bo to było dla mnie najzwyczajniej w świecie za trudne. Z drugiej strony, kiedy już wiedziałam, że potrafiłabym opowiedzieć komuś, komukolwiek, to co chciałam nie mogłam do tego samej siebie przekonać, bo przecież wiedziałam, że inni mają swoje problemy, że nie warto im nic mówić, bo i tak nic z tym nie zrobią. Myślałam, że nie jestem człowiekiem, który zasługuje na jakąkolwiek pomoc i odrzucałam ją, bez względu na wszystko. Sparzyłam się wiele razy na 'przyjaźniach' tylko na pokaz, albo tych dla szpanu. Nie chciałam ufać ludziom, bo nie chciałam znów cierpieć. Starałam się nie przywiązywać do nikogo, myślałam, że to się uda. Nie wyszło. Znów zaczął się czas, kiedy robiłam wszystko, by to przetrwało, by teraz było inaczej. Nie wiem w jakim stopniu odniosło to skutek, bo po tym jeszcze wiele razy płakałam w poduszkę z bólu i bezsilności, ale teraz wiem, że było warto. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko przez co musiałam przejść było próbą mnie i mojego charakteru, który przez to wszystko uodpornił się na fałsz do tego stopnia, że dziś widzę go w oczach ludzi, którym nigdy nie powinnam wierzyć.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

dwanaście

Jest kilka takich piosenek, o których nie umiem rozmawiać z nikim innym, oprócz niej. Jest jedna, która zawsze będzie kojarzyć mi się z początkiem szkoły, z wrześniem, jesienią i rozstaniem, jakie nas wtedy czekało. Bałyśmy się, obie. Czego? Że to wszystko, co mówią ludzie się sprawdzi, że kiedy w tym samym czasie przekroczymy progi dwóch różnych szkół coś w nas pęknie i nie będziemy umiały zatrzymać tego, co miałyśmy. Że nie podołamy temu, co nas czekało, że to nas zniszczy. Dobrze wiedziałam, że bez niej nie dam sobie rady i postanowiłam zrobić wszystko, by to się nie rozpadło. Nie umiałam wyobrazić sobie tego życia bez niej, bez mojej siostry, którą stała się tak naprawdę z dnia na dzień. Przetrwałyśmy. Udowodniłyśmy nie tylko sobie, ale i światu, że wiemy czym jest prawdziwa przyjaźń i to właśnie jest między nami. Mamy siebie do dziś, i wiem, że tak będzie już zawsze. Przetrwałyśmy jedną z największych prób jakie postawiło przed nami życie. Dokładnie za dwa lata czeka na nas kolejna, nawet cięższa, ale już się nie boję. Dziś już wiem, że damy sobie radę ze wszystkim, co nas czeka, bo mamy siebie, mamy przyjaźń, jesteśmy siostrami. Codziennie uświadamia mnie, że jest obok i mogę na nią liczyć i wiem, że uświadamiam jej to samo. Wiem, że teraz, kiedy to czyta, uśmiecha się, może nie za mocno, ale uśmiecha się, na pewno. Za równy tydzień staniemy razem, ramię w ramię, przed drzwiami liceum, które tylko dlatego, że będę obok niej, nie wydaje się jej aż tak straszne, jak na początku. Rozniesiemy tę szkołę, razem, żebym potem mogła spokojnie iść na studia i wiedzieć, że ustawiłyśmy tam naszą hierarchię, która pozwoli jej napisać maturę, nawet tę z matmy, na osiemdziesiąt procent i wbić do mnie, żebyśmy znów miały się na co dzień. Mamy plan, i obie wiemy, że damy radę go zrealizować, no nie siostra?

sobota, 25 sierpnia 2012

jedenaście

Właśnie w momencie, w którym się pojawił miałam już dość sztuczności. Postanowiłam chociaż przy nim być prawdziwa. Szczera i prawdziwa, postanowiłam być po prostu sobą. To było proste, bo przecież on dopiero mnie poznawał i w zasadzie mogłam przed nim wykreować z siebie kogo tylko chciałam. Mogłabym powiedzieć mu cokolwiek, a on przypisałby tę cechę do obrazka, jaki ze mnie tworzył. Nie znał mnie i miałam tę przewagę, która pozwalała mi być kimkolwiek, ale chciałam być sobą. Nie zależało mi na tym, czy będzie mnie lubił, czy się do mnie zrazi - chciałam po prostu wiedzieć, jak odbierze tę prawdziwą mnie. Gdyby przestał się do mnie odzywać nie zrobiłoby to dla mnie większej różnicy, byłam przyzwyczajona do tego, że ludzie odchodzą. I po prostu przestałam kłamać, przestałam ukrywać przed nim to, co mnie boli, a co cieszy, przestałam się maskować i ukrywać pod sztucznym uśmiechem złość. Zobaczył, że mu ufam i chyba przez to on mi zaufał. Pierwszy raz od dłuższego czasu ktoś, kogo dopiero co poznałam był w stosunku do mnie tak szczery. Dobrze było wiedzieć, że mam jego, chociaż nie wiedziałam jakim mianem mogę go określić. Był kimś w rodzaju przyjaciela, ale to co nas łączyło na pewno nie było przyjaźnią, a z drugiej strony był ze mną, chociaż to nie był prawdziwy związek. Pokochał mnie jako osobę, której tak bardzo się obawiałam. Nie dziewczynę, którą byłam dla wszystkich innych, ale mnie. Pamiętam momenty, w których uśmiechałam się tylko dlatego, że wypowiadał moje imię po raz tysięczny, żeby zwrócić moją uwagę i za chwilę powiedzieć mi, że jestem głupia. Zdałam sobie sprawę, że go kocham, chociaż tak na prawdę do dziś nie wiem, jak to się stało, że z chłopaka, przy którym byłam sobą stał się chłopakiem, bez którego nie potrafię żyć. Zmienił tak naprawdę wszystko, bo przekonał mnie, że jestem najlepsza właśnie taka, jaka jestem, że kiedy jestem prawdziwa, nawet jeśli mam wady, pokrywają się one z, o niebo lepszymi, zaletami, których mi nie brak. Przekonał mnie, że miłość istnieje, chociaż nie zawsze jest pięknie. Nawet kiedy się kłóciliśmy, choćby o błahostki, nie pozwalał mi zapomnieć, że jestem dla niego najważniejsza. Pokazywał mi bez skrupułów to, co robię źle i chwalił za wszystko, co robiłam dobrze. Jako jedna z nielicznych osób umiał powiedzieć mi, że jest ze mnie dumny i że mnie kocha. Umiał mi to nie tylko powiedzieć, ale równie dobrze pokazać. Robi to do dziś, bo do dziś jest, bo będzie już zawsze, ja to wiem. Wiem, że nie odejdzie, bo mi to obiecał, bo powiedział, że jeśli będę tego chciała będzie obok mnie do końca świata, bo wiem, że mnie kocha i wiem, że wie, że kocham go równie mocno. 

środa, 22 sierpnia 2012

dziesięć.

Stać nas. Stać nas na wiele. Na wyrządzanie miliona krzywd ludziom, na których najbardziej nam zależy. Na wywoływanie łez przez, wydawać by się mogło, kilka błahych słów. Na zmierzanie do celu na przekór wszystkiemu, wszystkim ludziom i wszystkim radom, jakie od nich dostajemy. Na zaniedbywanie więzi, które właśnie przez to nie są już niezniszczalne. Na krzyki i trzaskanie drzwiami, kiedy ktoś nas naprawdę potrzebuje. Na palenie dla uspokojenia nerwów. Na picie, bo jest nam źle i chcemy zapomnieć. Na ciągłe powtarzanie, że nie mamy siły do życia. Na udawanie, że nam na czymś nie zależy. Na robienie kroku w tył, kiedy wszyscy chcą iść naprzód. Na robienie rzeczy, których sami nigdy byśmy nie zrobili, tylko przez to, że ktoś tak chce. Na wywieranie presji. Na wyładowywanie emocji. Na ukrywanie uczuć, nawet przed samym sobą. Na wytykanie innym tego, co robią źle. Na niezauważanie własnych błędów. Na ignorowanie problemów. Na kłamstwa. Na zmiany. Na zmienianie siebie samych, bo na czymś nam w końcu zaczyna zależeć. Na dostrzeżenie tego, że są ludzie, którzy nas kochają. Na kochanie tych ludzi. Stać nas przede wszystkim na miłość.  


+ Kruku, spełnienia marzeń! 
chociaż przecież już Ci się wszystkie spełniły, przecież jestem! 
skromność pierwsza klasa!

sobota, 18 sierpnia 2012

dziewięć

I uświadamiasz sobie, że po prostu Cię potrzebuje. Nikogo innego, ale właśnie Ciebie. Zdajesz sobie sprawę, że to właśnie Ty możesz zmienić to, co teraz jest źle i pokazać, że chociaż coś się zawaliło, jedna rzecz nie zmieni się nigdy, bo przecież Ty zawsze będziesz przy nim. Nie będziesz jak każda inna dziewczyna, która przy pierwszej fali mrozów, w której chłopak nie ma zwyczajnie możliwości jej przytulić, odchodzi, nie jesteś jedną z tych, które po kłótni nie odezwą się pierwsze, by nie urazić dumy. On dobrze o tym wie, ale czasem jest źle do tego stopnia, że nie umie sobie sam poradzić i właśnie wtedy musi mieć tę pieprzoną, stuprocentową pewność, że ma Ciebie i że może na Ciebie liczyć. I wtedy już wiesz, że po prostu nie możesz go zawieść, nie Ty, każdy, ale nie Ty. Nie liczą się konsekwencje i strach, po prostu Ty się nie liczysz, bo masz w głowie tylko jego imię i wiesz, że po prostu musisz, że nie masz innego wyjścia i tak naprawdę nie chcesz go mieć, bo chcesz z nim być, chcesz być przy nim. Martwisz się o niego bardziej niż o cokolwiek innego w życiu i gdy tylko pomyślisz o tym, że coś mogłoby się zmienić, że mogłoby go zabraknąć nie umiesz opanować łez. I nie wiesz, jak to się stało, że w mgnieniu oka stałaś się dla niego wszystkim, tak samo jak on dla Ciebie i wiesz, że tego nie czułaś jeszcze nigdy, bo chociaż przed nim, każda miłość wydawała się być tą najprawdziwszą dopiero teraz widzisz, jak bardzo się myliłaś. Dopiero teraz widzisz, że mimo odległości jesteś w stanie zrobić dla niego o wiele więcej, niż ludzie, których ma obok siebie. Widzisz, że tylko Ty jesteś w stanie pomóc nie tylko jemu, ale i sobie. 

piątek, 17 sierpnia 2012

osiem

W zasadzie czasem aż brakuje słów, by chociaż w najmniejszym stopniu oddać to, co się czuje. Bo tak naprawdę to serce boli najbardziej. Nie złamana ręka, rozbite kolano, czy brzuch. Właśnie serce. Ktoś się pojawia i nawet nie udaje Ci się dostrzec chwili, w której uświadamiasz sobie, że to właśnie ta osoba może być dla Ciebie wszystkim. Myślisz o tym i zapominasz jeszcze szybciej niż chciałaś i nie robisz z tym zupełnie nic, po prostu klimatyzujesz się w życie pełne jego obecności. W końcu nie możesz już powiedzieć, że jest Twoim kumplem, ani nawet przyjacielem. Nie chcesz przyznać się sama przed sobą do tego, że go kochasz, chociaż on już dobrze o tym wie, przecież Cię zna, przecież widzi, że to się zmieniło. I mówi Ci, że czuje to samo i jesteś wtedy najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Nie liczy się nic, zupełnie nic poza tym, co was łączy. Masz go i wiesz, że masz wszystko, że szczęście to nie zawsze chwile, czy miejsca, ale ludzie i to właśnie on jest tym szczęściem w Twoim świecie, który w zasadzie już nie jest tylko Twój. On jest przy Tobie, więc już razem tworzycie ten świat. Za nic w świecie byś tego nie zmieniła, a gdyby dało się cofać czas na pewno być tego nie zrobiła. Nie zmieniłabyś nawet jednego słowa, ani jednej minuty w tym, co macie. Jasne, nie zawsze jest dobrze. Są kłótnie, jest milion słów, które ranią i jest płacz, ale potem któreś z Was wymięka, przeprasza i ciągle ma nadzieję, że to drugie wybaczy. I wybaczacie zawsze, bo przecież inaczej nie umiecie. Macie wspólne plany na przyszłość, i na tę niedaleką, ustalając o której jutro wstaniecie i kto ma napisać pierwszy, i na tę odległą, bo przecież już wiecie, co będziecie jedli razem na śniadania i w sumie gofry w kształcie serc nie są złym pomysłem. Są rozstania i powroty, są najróżniejsze rzeczy, ale dobrze wiecie, że Was nic nie zniszczy. Dobrze wiecie, że wszystko co robicie jest kolejną cegiełką do tego, co Was łączy. A potem czujesz, jak on wyrywa Ci serce. Najzwyczajniej w świecie w kilku zdaniach kończy to, co przez ten cały czas budowaliście i co przecież miało być wieczne. Nagle zostajesz z niczym, bo przecież to on był wszystkim, przecież oddałaś mu serce. Wiesz, że on Cię kocha, że to nie ulega najmniejszej wątpliwości, a jednak Ci tego brakuje. Jego Ci brakuje i nie umiesz sobie z tym radzić. Płaczesz, jakby płacz był lekiem na ból, ale przecież nie jest. Jedyną rzeczą, która by Ci teraz pomogła jest jego głos, obecność, choćby najmniejszy znak, że nie zapomniał, że nic mu nie jest i jest bezpieczny. Starasz się go zrozumieć, ale nie potrafisz, nie umiesz zrozumieć tego, jak mógł Cię zostawić. Wiesz, że w miłości czasem trzeba umieć odpuścić, pozwolić komuś odejść, ale przecież z Wami tak nie jest. Pozwoliłabyś mu na to, przecież chcesz tylko jego szczęścia, które odkąd tylko się pojawił nadkładasz ponad swoje, ale jest jeden warunek. Musi spojrzeć na Ci w oczy i powiedzieć 'bez Ciebie będzie lepiej, bez Ciebie będę szczęśliwszy, ułożę sobie bez Ciebie lepsze życie, odejdź' i musi powiedzieć to z przekonaniem, które da się zauważyć na pierwszy rzut oka. Z drugiej strony nie chcesz tego słyszeć. Chcesz zupełnie inny scenariusz, w którym Cię przytuli, powie, że kocha i że Cię nigdy nie zostawi. I masz wrażenie, że to Ci się tylko śni, bo przecież tyle razy obiecywał, że już na zawsze będziecie razem i powtarzał, że wie, co znaczą słowa 'na całe życie'. I jesteś pewna, że teraz tęskni i stara się przekonać sam siebie, że tak będzie lepiej dla Was obojga, chociaż tak naprawdę nie wie. Chcesz żeby wrócił. Tylko tego. On dobrze o tym wie, wie, że nie chcesz żeby Cię zostawił. Jesteś tego pewna. Przecież go kochasz. 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

siedem

Do niektórych więzi, jakie sobie tworzymy z innymi ludźmi potrzebne są pewne sprawy. Zaufanie. Niby nic, a jednak aż tak wiele. Jedno słowo, które kryje w sobie tysiące rzeczy, emocji i uczuć. Słowo, które pociąga za sobą setki innych słów. Bo kiedy komuś ufamy, wierzymy mu też bezgranicznie, nie mamy przed nim nic do ukrycia i wiemy, że on przed nami też nie ma, zależy nam na nim i, najczęściej, osoba, której ufamy w tych stu procentach, jest dla nas jedną z najważniejszych osób w życiu. Kiedy komuś ufasz nie musisz sprawdzać, czy kiedy mówi, że idzie na zakupy, na pewno na nie poszedł. Nie musisz prosić go o tłumaczenia czemu się spóźnił, bo dobrze wiesz, że jeśli jest to ważne powie Ci o tym sam, a jeśli można to pominąć, bo jest to tylko błahy szczegół większego zdarzenia, to też Ci o tym powie. Nie musisz wywierać na nim presji i szantażować, by Ci o czymś powiedział, bo mówi sam. Nie musisz codziennie wieczorem sprawdzać spisu jego połączeń i czytać smsów, bo dobrze wiesz, że jeśli coś się stało, to nie będzie tego przed Tobą ukrywał i wiesz, że nawet w najbliższych stosunkach jest jakaś prywatność. Nie musisz go śledzić, kiedy wychodzi rano do pracy czy szkoły. Po prostu mu wierzysz.Wierzysz w każde jego słowo, każdy gest, ruch, w każde mrugnięcie oczu i każdy pojedynczy haust powietrza. Wierzysz w to, że on Ci ufa tak samo bardzo, jak Ty jemu. Kochasz. Tak najzwyczajniej go kochasz. Poznajesz kogoś i nie wiesz, jaki jest. Z dnia na dzień, z każdego spotkania na spotkanie znasz go coraz bardziej, wiesz więcej i właśnie to Cię przyciąga, ta chęć dowiedzenia się o nim jak najwięcej właśnie od niego. Nie zauważasz momentu, w którym to jego obecność jest warunkiem Twojego istnienia, a każde jego słowo jest kolejnym uderzeniem Twojego serca. Nie zauważasz momentu, w którym nie musisz sprawdzać, czy to co mówi jest prawdą, bo ufasz mu bezgranicznie. Pewnego dnia po prostu zauważasz, że kochasz i nie możesz z tym nic zrobić. Nie chcesz z tym nic robić. Chcesz ufać i mieć jego zaufanie. Chcesz go kochać i chcesz, żeby on kochał Ciebie.

niedziela, 12 sierpnia 2012

sześć


Może gdybyś na mnie teraz spojrzał zauważyłbyś w moich oczach niepohamowaną potrzebę Twojego dotyku, choćby jednego, zwykłego przytulenia. Mam wrażenie, że gdybyś teraz usłyszał mój przesiąknięty tęsknotą głos zrozumiałbyś jak bardzo chcę Cię słuchać, nawet jeśli miałbyś mówić tylko o pogodzie i piłce ręcznej. Wydaje mi się, że gdybyś teraz zrozumiał, że chcę tylko Twojego dobra, zrozumiałbyś też jak bardzo Cię kocham. Nie, stop. Wróć. Przecież wiesz jak bardzo Cię kocham, prawda? Tak, na pewno. Chodzi mi po prostu o to, że nie zawsze będzie pięknie, rozumiesz? Czasem takie kłótnie potrafią uświadomić o tysiącach rzeczy, na jakie nie zwrócilibyśmy uwagi, gdybyśmy mówili o nich z tym słodkim akcentem. Nie jesteś taki, jak każdy, przecież wiem. Po prostu doceń to, że narażam się na tęsknotę, wiedząc, że będziesz zły za to co powiem, a to wszystko tylko dlatego, że chcę Twojego szczęścia. Doceń, że pisząc to przypaliłam frytki, a tak na prawdę nie wiem nawet czy to przeczytasz.

środa, 8 sierpnia 2012

pięć

Kiedy nam na czymś naprawdę zależy jesteśmy zrobić naprawdę wiele, by osiągnąć postawiony sobie cel. W pewnej chwili nie liczy się nic, poza tym co chcemy osiągnąć. Mamy w sobie niezliczone pokłady siły, o której w zwykłych momentach nie mamy świadomości. Gdy chodzi o ludzi, i to o ludzi, którzy są nam naprawdę bliscy to wszystko działa dwa razy mocniej. Wierzymy w siebie i swoje możliwości mimo tego, że jeszcze wczoraj myśleliśmy, że nie potrafilibyśmy ochronić nawet własnego kota przed czymkolwiek. Ludzie na nas działają i pokazują to, czego sami byśmy nie zobaczyli. Chociaż czasem jest też tak, że to wszystko odkrywamy w sobie dopiero po kłótni. Natłok krzyków i słów, które ranią wywołują w nas niesamowitą moc, która pozwala bronić drugiego człowieka. On może być na nas zły, może nie rozumieć tego, że chcemy tylko jego szczęścia i właśnie dlatego powiedzieliśmy to, czego nie powiedziałby mu nikt inny, a my mimo wszystko go nie zostawimy. Będziemy obok niego do końca, bo przecież on się liczy, on jest jednym z tych, których nie umiemy wyrzucić z serca i życie tylko przez kłótnię. A potem przychodzi moment, w którym słyszymy ciche 'przepraszam' i już wiemy, że to wszystko nie było niepotrzebne, że jednak odniosło jakiś skutek i nie było błędem. I właśnie to się nazywa miłość, tak mi się przynajmniej wydaje.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

cztery - cześć ziomson

No bo przecież w życiu nie jest ważna tylko miłość, no nie? Jest jeszcze pewien rodzaj kochania, który, jak dla mnie, jest po prostu niezastąpiony. Przyjaźń. Jedno krótkie słowo, które potrafi wywołać na mojej twarzy uśmiech, kiedy tylko o nim pomyślę. Coś, czego nie da się zdefiniować żadnym tekstem wziętym z internetu, bo dla każdego taka przyjaźń jest czymś innym. Dla mnie? W zasadzie wszystkim. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady, nie potrafiłabym rano wstać z łóżka z uśmiechem. To moje wszystko ma na imię Aśka, śliczne, kręcone, ciemne włosy, na których nie widać już czerwonych końcówek, jest młodsza ode mnie, ma 16 lat, dokładnie od 18 czerwca, jest kilka cm wyższa niż ja, świetnie pisze, kiedy jest u mnie je tylko grzanki z sosem czosnkowym, uwielbia czytać i dzięki temu, że czyta cholernie dużo świetnie pisze, lubi oglądać ze mną horrory i często robi głupie miny na zdjęciach. Czasem mam wrażenie, że jest chora psychicznie, ona dobrze o tym wie, ale się nie przyznaje. Jest takim moim osobistym szczęściem i mimo tego, że często się kłócimy umie zawsze wyciągnąć mnie z kłopotów i wie, że zrobiłabym dla niej to samo. Jest po prostu niezastąpiona. Wiem, że to czyta i jestem pewna, że zaraz napisze mi na gadu, że się wzruszyła, ale to co. Kocham ją i z dumą mogę powiedzieć, że mam najlepszą siostrę pod słońcem! 

niedziela, 5 sierpnia 2012

trzy

Słyszę pierwsze takty jednego z tych kawałków, które do końca będą kojarzyć mi się tylko z Tobą i uśmiecham się, bo wiem, że wygrałam. Bitwę, walkę, wojną - nazwij to jak chcesz, ja i tak wiem, że jestem zwycięzcą. Przypominam sobie to wszystko, co było, znów zatapiam myśli w przeszłości i szukam tam tego, co związane z Tobą, Twojego wzroku, zapachu, dotyku. To tam jest, od początku do końca, czasem tylko mam wrażenie, że już nie tak wyraźne, jak kiedyś. Próbuję sobie przypomnieć to, co nas łączyło, to co nazywaliśmy miłością i co, poniekąd, nią było, bo przecież w to wierzyliśmy. Każde Twoje 'kocham cię' tak bardzo przyśpieszające bicie serca i mój uśmiech, bo po prostu byłeś. Wierzyłam w Ciebie, w nas, jak jeszcze nigdy w nic i co? Czy się zawiodłam? Może, wtedy tak myślałam. Dziś nazwałabym to inaczej, bo to nie był zawód. To było coś w rodzaju niekoniecznie miłego doświadczenia, które pokazało mi jak bardzo potrafię być silna i jak wiele mogę, jeśli tylko chcę. Było różnie, po tym przez co przeszłam przestałam wierzyć w wiele rzeczy, przestałam mieć nadzieję, przestałam kochać, chociaż wciąż Cie kochałam. Ze skrajności w skrajność, kiedy w jednej chwili miałam ochotę Cię zniszczyć, a w następnej moim jedynym marzeniem było poczuć jak trzymasz mnie w ramionach. Tysiące nocy, kiedy nie potrafiłam zasnąć i jeszcze więcej poranków z poduszką mokrą od łez, które nawet nie wiem kiedy wyciskały ze mnie uczucia. Załamanie nerwowe i zwątpienie w jakiekolwiek uczucia i emocje, w które kiedyś tak beznamiętnie wierzyłam i którym powierzyłam swoje życie. W końcu to przebudzenie, to uświadomienie sobie, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie miałeś, że umiem, potrafię być ponad to. W którymś momencie największym i najważniejszym dla mnie celem stało się pokonanie samej siebie i tej słabości, w którą mnie wciągnąłeś. Chciałam udowodnić, nie tylko sobie, ale i Tobie, że dam radę dobrnąć do końca ustalonego planu, na którego końcu czekało na mnie szczęście. I mówiąc, że udało mi się od razu, albo że było łatwo, skłamałabym, to pewne, ale tak - udało się. Znalazłam to szczęście, wbrew Tobie. Miałam je. Mam je do dziś.

dwa


W życiu wszystko ma jakiś cel, prawda? Staram się w to wierzyć. Codziennie przekonuję samą siebie, że nawet największy ból jest zaplanowany, że jest potrzebny do tego, by się przekonać, że mamy siłę. Każdy swój krok stawiam ze świadomością, jakie może mieć konsekwencje, a mimo to wcale nie chcę zawsze podejmować przemyślanych decyzji. Nie chcę żyć pod jakiś wzór, który ktoś mi odgórnie narzuci. Mam plan.Plan, który chcę zrealizować, dzięki któremu chcę udowodnić, i sobie i światu, że potrafię osiągnąć cel. Kiedyś myślałam, że mogę liczyć na spadające gwiazdy i życzenia wymyślane przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie, ale to bez sensu. Marzenia musimy realizować sami, a ja mam taki standard, że liczę przeważnie tylko na siebie. Bo kto, jeśli nie ja, wie co chcę w życiu osiągnąć, wie co czuję, wie o czym myślę? No właśnie. Ja, tylko ja. W prawdziwym świecie dzień równa się nowym szansom. Szansie na sukces, albo porażkę. Wolę sukcesy, normalne, ale to już nie do końca mój wybór. Otoczenie. Właśnie ono ma wpływ na moje szczęście. Ono i ludzie, ale nie wszyscy. W sumie tylko garstka osób, o których wiem, że zależy mi na nich tak samo bardzo, jak im na mnie. Szanuję każde ich słowo, i te zaczerpnięte z doświadczenia i te, o których myślą, że tak trzeba. Obmyślam każde 'za' i 'przeciw' ich propozycji. W ostateczności podejmuję moją własną decyzję i to nią się kieruję. Popełniam przy tym mnóstwo błędów, po czym słyszę miliony zdań typu 'a nie mówiłem?', ale to chyba o to chodzi, no nie? Od małego mi powtarzali, że uczę się na własnych błędach, więc to wykorzystuję. Potem popełniam ten sam błąd po raz tysięczny i po raz tysięczny przeżywam to samo i dochodzę do wniosku, że jednak nie zawsze uczę się na błędach i nawet nauka na własnych błędach jest błędem. Zauważam czasem to, czego nie widzą inni i zamieniam to w emocje, a to z kolei w uczucia. To wypełnia połowę mojego życia, te uczucia. I w zasadzie jestem dumna z tego, że jestem jedną z tych osób, którym to właśnie uczucia są najpotrzebniejsze do szczęścia.

sobota, 4 sierpnia 2012

jeden

Tak naprawdę wszystko się zmienia. Zasadniczo nie lubimy tych zmian, jesteśmy przeciwni wszystkiemu, co się wokół nas zmienia, bo lubiąc swoje życie jesteśmy przekonani, że wcale nie potrzebujemy niczego, co mogłoby je ulepszyć. Z tym wszystkim bywa różnie, bo nie ważne, czy chcesz, czy nie, cały czas czegoś nam przybywa i ubywa, coś jest, żeby kiedyś nam tego zabrakło. Z ludźmi mechanizm jest podobny. Nie widzimy nic złego w przywiązaniach do ludzi, ale kiedy ktoś odejdzie klniemy, płaczemy i poprzez łzy mówimy jak to źle, że tak szybko się przyzwyczajamy do najzwyklejszej obecności. Jesteśmy idealni w swoich oczach i dopiero po większej stracie umiemy dostrzec wady i tak oczywiste podobieństwo do innych ludzi. Może nie chcemy, żeby było inaczej, albo na prawdę nie lubimy świata, który się zmienia i dlatego tak bardzo staramy się zostawić go takim jaki jest. Przeważnie nam się nie udaje, bo w tysiącach rozwiązań nie widzimy tego najprostszego. Jedno słowo może zmienić człowieka, życie, uczucia. Jedno słowo może zaważyć na naszych emocjach i pokazać jacy naprawdę jesteśmy. A my nie lubimy się ujawniać i nie lubimy kiedy ludzie widzą, że nie jesteśmy doskonali. Zwykli egoiści, nic więcej.