poniedziałek, 11 lutego 2013

czterdzieści sześć

Ludzie nigdy nie znikają. Nie ma czegoś takiego, że kiedy chcesz robi się wielkie bum i ci, których nie chcesz znać albo pamiętać przestają po prostu istnieć. Jest nawet coś takiego, że kiedy spotkasz kogoś na ulicy on tak bardzo zapada ci w pamięć, że kiedyś może ci się przyśnić. Niekoniecznie tego samego dnia. Może minąć rok, dwa, albo nawet dziesięć lat. Ty nie będziesz go pamiętać i zaraz po przebudzeniu będziesz zastanawiać się skąd go znasz, gdzie go widziałeś. A widziałeś któregoś dnia, kiedy akurat wracałeś ze szkoły czy pracy, a on się do ciebie uśmiechnął. Tak właśnie funkcjonujemy na tym świcie. Nie da się żyć wykluczając ze swojego istnienia innych ludzi. Potrzebujemy ich bez względu na wszystko. Sęk w tym, że czasem nawet w tłumie ludzi można czuć się samotnym, prawda? Mieć setki znajomych i nie mieć do kogo zadzwonić wieczorem, siedząc na podwórku, kiedy ma się wrażenie, że nic nie jest tak jak powinno. Ale wiesz co jest najgorsze? Że ludzie tego nie wiedzą. Nie są świadomi tego, że kiedy się ktoś pojawia w naszym życiu, choćby przypadkiem to nigdy już nas nie zostawi, nawet jeśli odejdzie. Szczególnie tyczy się to tych, o których możemy powiedzieć, że są sensem naszego życia. Chyba właśnie dlatego nie boję się, że kiedyś mnie zostawisz, mimo że już to zrobiłeś. Przez cały ten czas, przez rok, dwa miesiące i dwadzieścia jeden dni wpisywałeś się w moje serce. Całkiem dużo, no nie? Z tych wszystkich ludzi, których kiedyś kochałam, albo myślałam, że kocham masz w nim największe miejsce i tu już nawet nie chodzi o ten czas, jaki spędziliśmy będąc razem, ale o to przez co razem przeszliśmy, a przecież sam przyznajesz, że było tysiące akcji, o których po prostu nie da się zapomnieć. Wiesz, ja mam taką tendencję do pamiętania wszystkiego co się dzieje, ale myli mi się chronologia tych wszystkich zdarzeń. Może przez to, że jest ich tak dużo? Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. W każdym razie ja pamiętam wszystko. Od samego początku do końca, którego przecież teoretycznie nie było, a który w praktyce przeszliśmy oboje. Bo to jest koniec, prawda? Nie musisz odpowiadać, widzę. Nie wiem nawet, czy to kiedykolwiek przeczytasz, ale mam taką nadzieję. Dłuższy czas już tylko to mam. Taką nadzieję. Nawet nie wiem na co. Może na to, że będzie lepiej? Jeszcze kilka dni temu, gdyby mi to ktoś powiedział to po prostu bym go wyśmiała. Lepiej bez ciebie? Jakiś czas temu to ty stanowiłeś całe moje szczęście i tylko ze świadomością, że mam ciebie potrafiłam się uśmiechać. Bez względu na to, kto mnie rozśmieszał. Mając ciebie ja miałam dosłownie wszystko, jeśli chodzi o uczucia. Dałeś mi to oczekując w zamian tylko tego samego. To był dobry układ. Ja miałam opiekę i świadomość, że jestem dla kogoś ważna, a ty bezgraniczne wsparcie i pewność, że każdy problem możesz podzielić na pół. Kochałeś mnie, tak samo mocno jak ja kochałam ciebie. Z tą różnicą, że ja nie jestem pewna, czy gdybym zmieniła poprzednie zdanie na czas teraźniejszy ono byłoby prawdziwe. Jego druga część na pewno, o pierwszej nie mogę tego powiedzieć. Nie wiem i chyba nie chcę tego wiedzieć. Jeśli tak jest ci lepiej, beze mnie, to ja to rozumiem. Ja nie mogę tego powiedzieć o sobie, ale jeśli cię to pocieszy - nie jest tak źle. Na pewno lepiej niż jeszcze jakiś tydzień temu. Codziennie jest lepiej, uwierzysz? Twoje imię nie wzbudza we mnie już takich reakcji jak kiedyś, nie chce mi się płakać za każdym razem gdy je gdzieś zobaczę czy usłyszę, ale to nie jest też tak, że o tobie nie myślę. Myślę ciągle, inaczej po prostu nie umiem. A propos poprzedniego, już nie płaczę. Całkiem ciężko mnie poruszyć aż tak, żebym się rozpłakała. Jest tylko jeszcze taka piosenka, która powoduje, że mokną mi policzki, ale nie słucham jej często, bo to chyba zbyt dużo, jak na moje siły.  Tylko czasem, jak naprawdę bardzo tęsknię, albo przyłapię się na tym, że myślę o tobie w kontekście naszej przyszłości. Naszej, którą mi obiecywałeś, kreowałeś jej obraz w mojej głowie, a którą teraz muszę niszczyć. Powoli mi to idzie, bo chyba sobie jeszcze tak do końca nie uświadomiłam, że ciebie w niej nie będzie. Ale jakoś jest. Ciężko jest niszczyć coś, w co się tak bezgranicznie wierzyło. W każdym razie, już nie płaczę, chociaż może powinnam. To podobno pomaga. Pomaga, tylko na co? Na te, podobno, złamane serce? W zasadzie złamane serce to tylko wymówka nastolatek na to, że nie mają humoru. Takie coś nie istnieje. Można kochać wiele razy, nawet tym, rzekomo, złamanym sercem. Zresztą ty dobrze o tym wiesz, no nie? Przecież właśnie tak ty mnie pokochałeś. Ja ciebie też, dokładnie tak. Wiesz czym różni się tęsknota, od czekania? Kiedy się tęskni wszystko traci swój sens, bo nie ma kogoś kto nadaje go światu. Można tęsknić, na nic nie czekając, ale nie można czekać za niczym nie tęskniąc. Ja tęsknie. Za tym co było, za tobą. Tak, zdecydowanie tęsknię. Tyle że już nie czekam. W zasadzie chyba tylko przez to, że już wiem, że nie mam na co. Nie mam na kogo. Wyobrażasz to sobie? Żyć ze świadomością, że nie można czekać na człowieka, który stanowił cały nasz świat? Jeśli kiedyś się jeszcze spotkamy to ci o tym opowiem, obiecuję. Dziwne uczucie. Nie usunęłam twoich numerów, bo nie widzę w tym sensu. Jestem już chyba za dużą dziewczynką na takie zabawy. Na to i na płakanie. Przecież to nic nie da. Ani to usuwanie wszystkiego, co z tobą związane, ani płacz. Wiem z doświadczenia. Ciągle powtarzałeś, że my to przeznaczanie. Tak nie było. Nie ma czegoś takiego jak przeznaczanie, życie to tylko przypadki. My byliśmy tylko jednym z nich. Mimo to wiem, że gdybym dziś mijała się z tobą na ulicy przywitałabym się i odchodząc uśmiechnęła się do tych wszystkich wspomnień, na które razem pracowaliśmy. Tu chyba nie ma niczyjej winy. Zawsze byliśmy razem, wszystko robiliśmy razem, dlatego nasz koniec to chyba też nasza zasługa, a nie moja, czy twoja. W każdym razie dziękuję. Za to, że byłam ważna, za to, że mnie kochałeś. Za ten rok, dwa miesiące i dwadzieścia jeden dni, które pozwoliły mi wierzyć w to, że komuś na mnie naprawdę zależy. Nie żałuję niczego, bez wyjątku. Nic bym nie zmieniła, nawet jeśli te wszystkie chwile, które były, dziś dają mi tyle bólu, ile wtedy szczęścia. Potrafiłam wybaczyć ci dosłownie wszystko. Wszystko, tylko nie to ostatnie. Nie to, że zniknąłeś. Chociaż z drugiej strony mogłabym powiedzieć, żebyś wrócił, że czekam, że się nigdzie nie wybieram. Pierwszy raz aż tak bardzo przerasta mnie to wszystko. Nie mam już chyba na nic siły, ale wiesz? Jak widać, naprawdę można żyć bez serca. Cześć.