czwartek, 21 listopada 2013

sześćdziesiąt pięć

Czuję w płucach zimne powietrze. Czy to znaczy, że żyję? Gromadzę w sobie chłód łapany przy każdym kolejnym hauście. Właśnie zamarza mi serce. Nie, to wcale nie przypadek. Robię to z nadzieją, że razem z nim zamarzną też wszystkie wspomnienia. Już ich nie chcę. Myślałam, że to będzie dobre. Gromadzić je w sercu i pamięci jak na kartkach starej książki, by wieczorami ocierać z niej kurz i czytać. Widzieć w wyobraźni te wszystkie obrazy, które oglądałam na własne oczy i słyszeć słowa, w które wsłuchiwałam się z takim zaangażowaniem. Już tego nie chcę. Nie chcę wracać do niczego, co dziś ma sens już tylko w czasie przeszłym. Czyli do czegoś, co miało sens, a dziś powoli mnie zabija. Ja albo one. One albo ja. Tlen, którym właśnie oddycham otula moją skórę porażającym zimnem. Może mi się uda? Czy na wspominania działa hibernacja? Czy zabijając je od środa, da się je zniszczyć hipotermią? Gdybym tylko nie musiała tego robić, gdybyś nie zmuszał mnie do tego. Widzisz mnie teraz? Spójrz na mnie. Boisz się tego widoku, prawda? Boisz się, bo wiesz, że to przez ciebie rozpadam się na kawałki. Że to ty zmusiłeś mnie do jednej z najgorszych śmierci, do walki z samą sobą. Zdążyłeś już zauważyć, że właśnie to jest najgorsze? Ta cholerna świadomość, że bez względu na wszystko co się stanie ja wygram i przegram jednocześnie. Szczęście kosztem nieszczęścia albo nieszczęście kosztem szczęścia. Wiem, to zależy tylko ode mnie, ale co z tego? Chciałabym o tym zapomnieć. Wymazać to z pamięci, pominąć przeszłość we wszystkim co dziś mnie otacza. Ja nie potrafię tak żyć, rozumiesz? Z tą świadomością idei cudownego życia, w którą tak wiele osób nie potrafi uwierzyć, a której ja dotknęłam własnym sercem. I nie, nic nie będzie już dobrze. Nie będzie lepiej, nie będzie jak kiedyś. Może nie będzie już gorzej, ale mam świadomość, że nigdy nie będzie tak, jak to sobie ułożyłam gdzieś w marzeniach. One już dawno upadły. Dopóki nie odetnę się od tego zła, nie będę potrafiła spokojnie spać i budzić się bez łez na policzkach. Pozwól mi się od siebie uwolnić. Popatrz na mnie jeszcze przez chwilę i dostrzeż, proszę, w moich oczach tę błagalną prośbę o to, byś pozwolił mi odejść. Nie wymagam od ciebie niczego więcej. Możesz nawet tu zostać. Tylko puść moje serce i daj mi odsunąć się od siebie choćby na kilka haustów powietrza, które właśnie zamraża mi wnętrze.