piątek, 27 września 2013

sześćdziesiąt cztery

To jest tak, że nie każdy człowiek zasługuje na to samo. A zasłużyć sobie trzeba na wszystko. Na szacunek, wiarę, zaufanie, nawet na złe zdanie o sobie czy krytykę i pomiatanie. Tak samo jest z miłością. Na nią też trzeba sobie zasłużyć. I są osoby, które zwyczajnie nie potrafią zrobić czegoś, co mogłoby ich kwalifikować do tego gatunku ludzi, którzy mogą mieć pewność, że kiedyś będzie ktoś kogo pokochają, a w pakiecie z tym uczuciem dostaną odwzajemnioną miłość. Ja mieszczę się w tym zdaniu, dlatego dobrze wiem o co w tym chodzi. Desperacko i na siłę szukam kogoś, kto potrafiłby mnie pokochać, chociaż dobrze wiem, że kiedy już go znajdę nie będę potrafiła uwierzyć w to, że nie kłamie. Że jego słowa, które mają być dla mnie zapewnieniem o jego uczuciu nie są bzdurą, która ma mnie tylko przez jakiś czas utrzymać przy życiu. Ludzie się boją. To wszystko, cała moja oprawa z pozoru wydaje się być bez zarzutów. Pojawia się ktoś nowy i zaczyna coś do mnie czuć i tylko ja wiem, że to kwestia czasu, głębszego poznania i wszystko się zmieni. Bo mnie nie da się pokochać tak do końca. Nie ma osoby, która nie bałaby się ryzyka do tego stopnia, żeby wiązać ze mną swoją przyszłość wiedząc przy tym jak ciężki mam charakter i jak z przepełnionej miłością dziewczyny mogę stać się bezuczuciowym i beznadziejnym wrakiem człowieka, który nie ma już nawet siły by wierzyć, że ktoś mu pomoże. Nie wiem kiedy to się stało, nie wiem kiedy zrobiłam z siebie osobę nie potrafiącą pozwolić komuś na miłość. Zasada na jakiej to działa jest banalnie prosta. Nie chcę patrzeć na czyjąś śmierć. Miłość jest tysiącem poświęceń, które mi się nie należą, których nie potrafię przyjąć z odpowiedzialnością i obietnicą, że nie wykorzystam ich przeciwko komuś, kto potrafiłby zrobić dla mnie wszystko. Najtrudniejsze jest to, że to nie działa w dwie strony. Kocham i nie chcę czyjegoś cierpienia, bo wiem jak to jest, kiedy boli każda cząstka ciała i duszy, bo traci się nie tylko miłość, ale też siebie. Wiem jak to jest, kiedy ktoś rozszarpuje ci serce, jakby chciał je ze sobą zabrać, a ty przez jakiś czas żyjesz nadzieją na to, że po nie wróci i je zabierze, bo należy do niego. I wiem jak to jest, kiedy on nie wraca, a ty masz tylko dwie drogi do wyboru - starać się poskładać to pokaleczone serce, albo zapomnieć o bólu - ale żadna z tych dróg nie jest dobrym rozwiązaniem, bo obie nie są możliwe do wykonania. Ja o tym wiem, przeszłam nawet przez to. Ja to czułam. Czułam jak to jest, kiedy zostajesz sama z krwawiącym sercem w klatce piersiowej, duszą na ramieniu i łzami na policzkach.