wtorek, 27 sierpnia 2013

sześćdziesiąt trzy

Myślałeś kiedyś o tym, co to znaczy się o kogoś martwić? Może to czekanie, aż wróci z pracy, z której powinien wrócić dwie godziny temu. Może to podawanie mu ciepłej herbaty, kiedy jest przeziębiony. Może to patrzenie na niego ze współczuciem i troską w oczach, kiedy widać, że ma problem. Może to dzielenie z nim parasola, kiedy pada. Może to zwykłe słowa, kiedy chcesz dać mu do zrozumienia, że jesteś obok. A może to coś zupełnie innego. Może to wcale żadna przyziemna sprawa, żadna rzecz, którą można zbagatelizować. Może martwić się o kogoś to żadna błahostka, którą można z łatwością pominąć. Może to właśnie to, co wylewa się z mojego serca razem z krwią i wypływa z oczu w każdej osobnej chwili, kiedy nie ma nikogo w pobliżu. Może to brak kontaktu, brak choćby jednego słowa, które dałoby mi do zrozumienia, że jeśli nawet nie wszystko jest dobrze, to tobie nic nie jest, jesteś bezpieczny. Może to brak zapewnienia, że nie mam się czego bać. Może drżenie rąk przy każdej gorszej myśli. Może to dziwne uczucie w brzuchu, które nie pozwala zapomnieć, że coś się dzieje. Może to chęć przespania wszystkiego co się dzieje i obudzenia się dopiero kiedy każdy element układanki będzie na swoim miejscu. Może modlitwy wypowiadane szeptem do Boga, kiedy każda z nich zawiera tę samą prośbę. Może to uczucie ciągłego braku szczęścia. Może to psychiczny ból, specyficzny rodzaj bólu, który rozdziera cię od środka. Może to powolna śmierć powodowana nieświadomością tego, co się tak naprawdę dzieje. Może to uśmiech pełen cierpienia, który ma ukryć przed światem wszystkie łzy. Może brakująca siła na każdy kolejny dzień. Może staranie niesienia pomocy, chociaż tak naprawdę nie wiadomo w czym, nie wiadomo jak. A może martwić się o kogoś, znaczy go po prostu kochać. Kochać go każdym swoim mięśniem, nie tylko sercem. Kochać tak bardzo, tak bezgranicznie, że nie można wyobrazić sobie ani chwili, nawet pojedynczej sekundy bez tej osoby obok. Kochać tak zachłannie, by martwić się o niego bez najmniejszego momentu przerwy, bez różnicy czy akurat coś się dzieje, czy nie. A ja się przecież tak bardzo o ciebie martwię.