czwartek, 1 listopada 2012

trzydzieści cztery

Bez względu na wszystko, nigdy, nigdzie nie lubiłam się pchać. Od zawsze wyznaję zasadę, że jeśli komuś zależy to o to dba. To działa w obie strony. Jeśli chcę coś osiągnąć, poprawić, albo nawet utrzymać w takim stanie, w jakim to jest teraz to coś robię. Nieważne jak, nieważne ile czasu, pracy i bólu mnie to kosztuje, po prostu się staram. Tego samego oczekuję od innych, zawsze. Sama, z własnego doświadczenia wiem, że jeśli naprawdę się kocha, naprawdę zależy to te starania wcale nie są takie trudne. Robisz coś dla osoby na której Ci zależy i robisz to nie dlatego, że musisz, ale dlatego, że chcesz. To proste. Kochasz? Więc obecność to żadne poświęcenie, no nie? A ja od niektórych nie oczekuję niczego więcej. Chcę tylko, żeby byli. Ciągle, o każdej porze dnia, nocy, roku. Chcę mieć ich nie na wyłączność, ale dla siebie. To różnica, przynajmniej tak mi się wydaje. Nie muszę robić żadnych ograniczeń, każdy robi to, co chce, ale po prostu jesteśmy, proste? Ufamy, wierzymy, wspieramy, płaczemy, uśmiechamy się i jeszcze raz ufamy. Jesteśmy. Obok siebie, ze sobą, blisko, na zawsze. Ale jesteśmy i to 'my' w końcówce każdego pojedynczego czasownika ma wejść nam w krew i być czymś tak bezwarunkowym jak oddychanie. Nie chcę nikogo do niczego zmuszać, bo nie potrzebuję litości i współczucia. Jestem dużą dziewczynką i umiem sobie radzić, a skoro dawałam sobie radę do tej pory, to za tydzień, miesiąc, albo dwa lata też dam. Tylko po prostu muszą rozumieć - 'kochasz to jesteś, nie to nara, piątka'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję