wtorek, 9 października 2012

dwadzieścia osiem

Podobno kiedy się kogoś kocha jest się najsłabszym, ale jeśli ktoś nas kocha jest się silniejszym niż inni. Prawda? Myślę, że tak. Chyba mam prawo powiedzieć, że sama tego doświadczyłam. Było tak, że nie chciałam wierzyć w swoje możliwości, bo czułam, że ich po prostu nie mam, a to wszystko przez to, że w zasadzie nie miałam obok siebie swojego serca. On je miał i wcale nie przeszkadzało mu to, że nie umiem bez niego żyć. Dziwne, no nie? Potrafiłam wtedy ufać ludziom, którym nie powinnam, umiałam robić rzeczy, o których nawet nie powinnam była myśleć. Dziś wiem, że to były błędy i gdybym teraz miała stanąć w obliczu tego, przez co przechodziłam załatwiłabym to zupełnie inaczej. A potem? To wszystko się odwróciło. Uśmiech nie schodził z moich ust, a słowo 'szczęście' wdychałam z każdym haustem powietrza. Nagle zaczęłam racjonalnie patrzeć na świat, chociaż jednak zawsze przez pryzmat radości jaką mi dawał. To miało prawo mnie zmienić. On miał prawo mnie zmienić. I zmienił. Teraz patrząc w lustro widzę tą samą twarz co zawsze, tylko uczucia mam inne. Kocham go tak samo jak on kocha mnie i to tworzy paradoks, w którym siedzimy oboje. Ta miłość czyni nas ludźmi silnymi w bezsilności. Nie, nie pytaj - sama tego nie rozumiem. Czasem jest po prostu tak, że mam ochotę trzasnąć drzwiami, wyjść i wrócić, kiedy wszystko się samo ułoży, bo mam wrażenie, że już nic nie ma sensu. I wtedy znów myślami wracam do niego i wyobrażam sobie jego reakcję na to, co chciałabym zrobić i już wiem, że te pokłady energii jakie potrafię z siebie wydobyć w kryzysowych sytuacjach to właśnie dzięki niemu i tylko dla niego. I to działa w obie strony, bo przecież dobrze wiem, że jego siła na każde zło świata to właśnie ja i najzwyklejsza pewność, że będę nawet kiedy wszyscy inni odejdą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję