poniedziałek, 3 czerwca 2013

pięćdziesiąt osiem

W związku nie chodzi o perfekcję. Jeśli kiedykolwiek byłeś z kimś w bliższych niż przyjaźń relacjach, na pewno dobrze wiesz, że nie da się stworzyć między dwojgiem ludzi, którym na sobie zależy, czegoś na kształt opowieści z bajek. Nie ma ideałów wśród ludzi zupełnie tak samo jak nie ma ideałów w gronie milionów związków. Można udawać przed innymi, że ktoś z kim się jest nigdy nie był powodem łez na naszych policzkach, że nigdy nie podniósł na nas głosu i zawsze się do nas uśmiechał. Można przekonywać cały świat jaki nas otacza, że to co mamy nie ma żadnych wad. Możemy powodować zazdrość w oczach ludzi, powtarzać jakie mamy szczęście i że oni nie doświadczą go nigdy. Tylko siebie samych nie jesteśmy w stanie okłamać. Nawet między dwojgiem ludzi, którzy kochają się bezgranicznie, ufają sobie i wierzą bez nawet ułamka sekundy namysłu i są w stanie oddać za siebie nawzajem życie, zdarzają się kłótnie. Nie ma na to żadnego wpływu. Czasem krzyczysz tylko po to, żeby osoba, która jest dla ciebie wszystkim wyszła na prostą, żeby zrozumiała, że coś robi źle i musi to zmienić. Krzyczysz, bo chcesz jej uświadomić, że ją kochasz, bo akurat przestała wierzyć w jakiekolwiek uczucia. Płaczesz, kiedy macie nawet najmniejszy kryzys. Płaczesz, kiedy nie wiesz co dzieje się z drugą osobą. Płaczesz, bo się martwisz. Płaczesz, bo tęsknisz. Trzaskasz drzwiami, kiedy znów sprzeczacie się o coś, co nie powinno was dzielić. Jesteś zły, czasem nawet nie na to co się akurat dzieje, ale na tę właśnie osobę. Tyle że nawet to jest potrzebne. Zawsze kiedy wszystko wraca do normy możesz po raz kolejny uświadomić sobie jak wielkie masz szczęście, bo masz obok siebie kogoś, komu nie przeszkadzają twoje wady. Kto potrafi przytulić cię w momencie, kiedy ty jesteś w stanie tylko bić go pięściami po klatce piersiowej z wrzaskiem, żeby cię zostawił. Komu zależy na twoim uśmiechu nawet jeśli kilka minut wcześniej zatrzasnąłeś przed nim drzwi, bo stwierdziłeś, że jest beznadziejny. Kto wyciera twoje łzy nawet kiedy to właśnie on jest ich przyczyną. I przede wszystkim - kogoś, kto kocha cię do tego stopnia, że zachowałby się tak samo jak ty, gdyby był na twoim miejscu. Bo to o to chodzi w życiu. Żeby znaleźć właśnie taką osobę. Człowieka, który - chociaż zabrzmi to trywialnie - jest twoją drugą połówką i potrafi sprawić, że zaczynasz żyć, a nie tylko spełniać funkcje życiowe, które nie mają żadnego większego sensu ani dla Ciebie, ani dla ludzi w twoim otoczeniu. Nie jestem jeszcze do końca pewna, ale chodzi chyba o to, żeby po prostu kogoś kochać.

1 komentarz:

dziękuję