wtorek, 18 czerwca 2013

pięćdziesiąt dziewięć

Potem umierasz. Jesteś czymś na kształt kawałka ciała, które istnieje bez duszy i serca. Umiesz się uśmiechać i płakać tak jak zawsze, ale to już nie to samo. Potrafisz oddychać, ale nie potrafisz żyć. Jesteś, ale tylko ty widzisz różnicę w tym co było kiedyś i tym co masz teraz. Uciekło ci serce. Tak bardzo przywiązało się do kogoś innego, że nawet nie chciało próbować zostać. Równie dobrze jak ty wiedziało, że nie przeżyje bez niego ani jednego dnia. A ty? Co z tobą? Umarłaś, bo on wyrwał ci serce. I możesz teraz tłumaczyć wszystkim wokół, możesz nawet tłumaczyć samej sobie, ze nie wiedział co robi, ale on wiedział. Wiedział, cholera, wiedział jak bardzo będzie bolało cię jego odejście i ile bólu będzie cię ono kosztować. Wiedział, że to co robi jest równoznaczne z morderstwem, bo twoja marna egzystencja nie ma już w sobie nic ludzkiego, chociaż podobno nadal jesteś człowiekiem. Wiedział, że cię tym zniszczy, dobrze o tym wiedział i nawet nie zwrócił na to uwagi. Ale ty i tak będziesz po jego stronie. Powiesz, że go rozumiesz i że na jego miejscu zrobiłabyś to samo. A zrobiłabyś? Nigdy nie odeszłabyś pod pretekstem jego szczęścia, kiedy miałabyś świadomość, że jesteś dla niego całym światem, sensem każdego oddechu. On cię zabił, a ty mu to wybaczysz, bo widzisz go we wspomnieniach za każdym razem kiedy zaciśniesz powieki, pod którymi momentalnie zbierają się łzy. Pamiętasz wszystko, co umiał dla ciebie zrobić i myślisz, że miałaś przy sobie anioła. I masz pretensje tylko do siebie. Pretensje o to, że pozwoliłaś mu odejść. Ale anioły nie odchodzą. Nie umiałby cię skrzywdzić gdyby uwierzył w to, że nie będziesz potrafiła postawić bez niego ani jednego kroku w przód. I tak jest, bo stoisz w miejscu i nie chcesz nigdzie iść. Czekasz. Czekasz, bo masz jakąś chorą nadzieję, że on tu wróci. Że wróci do miejsca, w którym rozeszły się wasze drogi, złapie cię za rękę i wytłumaczy, że właśnie zrozumiał ile dla niego znaczysz. Ocierasz łzy rękawem mokrej bluzy. Nie wiesz już, czy to deszcz ją tak przemoczył, czy płacz. Trzęsiesz się z zimna, chociaż wcale nie jest chłodno. Brakuje ci po prostu jego, jego ramion, które tak idealnie do ciebie pasowały. I w końcu odchodzisz. Nie idziesz do przodu, tylko odwracasz się i odchodzisz. Chociaż tak bardzo chcesz to nie możesz na niego czekać. To był koniec. Słyszysz jak z każdym krokiem, który oddala cię od możliwości odnalezienia szczęścia, pęka ci serce. Wiesz, że teraz, nawet gdyby on chciał wrócić to już nie będzie umiał cię znaleźć. Może wróci do miejsca, w którym cię zostawił i nie zastając tam ciebie ruszy do przodu z nową misją odnalezienia dziewczyny, którą tak bardzo skrzywdził. Ale ciebie tam nie będzie, bo wybrałaś zupełnie inną drogę. I nie patrzysz już za siebie. I już wiesz, że nie ma odwrotu.

1 komentarz:

dziękuję