czwartek, 27 czerwca 2013

sześćdziesiąt

Pada deszcz. Otworzyłam okno i chociaż jest mi tak strasznie zimno, że siedzę owinięta kocem, popijając gorącą herbatę z cytryną to nie chcę go zamykać. Zwyczajnie lubię wsłuchiwać się w odgłos kropel, uderzających w ziemię, szczególnie kiedy mam taki humor, jak dziś. Nie lubię, gdy wszystko wymyka się spod kontroli. Kiedy życie, które tak cudownie sobie ułożyłam nagle zaczyna sypać mi się we własnych dłoniach. Przesypuje mi się przez palce, jak piasek, a ja nie jestem w stanie go zatrzymać. Ciekawe, czy wiesz o czym mówię. Najgorsze jest to, że w zasadzie nie ma na to wyznaczonego czasu. Wszystko jest dobrze, a potem, nawet w przeciągu jednej godziny to może się spieprzyć. Wszystko po kolei, bez wyjątków. A dzieje się to z taką szybkością, że nawet nie umiem tego zatrzymać. Chcę chwilę pomyśleć nad tym, co ratować jako pierwsze, a w ciągu tej chwili każda sprawa zdąży już dotknąć dna tak głębokiego, że choćbym wyciągała po nią rękę najbardziej jak potrafię to jej nie złapię. Muszę razem z całym moim życiem stoczyć się na to dno i po raz kolejny z całym nadbagażem tych wszystkich porażek, wychodzić na górę, co czasem trwa nawet miesiące. Z pozoru nie ma żadnego ryzyka, ale podnoszę oczy do góry i widzę coś na kształt tunelu z małym przebłyskiem światła. I przypominają mi się wszystkie, niby zabarwiane śmiechem rady, żeby w takiej sytuacji nigdy nie iść w stronę tego światła na jego końcu. W pewnej chwili czuję na ciele dreszcze bezsilności. Jestem sama i nie wiem, do cholery, nie wiem co mam zrobić. Z myślą, że na pewno sobie nie poradzę, staram się wyjść na powierzchnię. Tam już nie ma znaczenia żadne wczoraj. Dzisiaj jest dzisiaj. Teraz, tutaj. Ciągnę za sobą przeszłość, nie dam rady się od niej odciąć, ale te wspomnienia się już nie liczą. Pomagają, powodują uśmiech albo łzy, pozwalają żyć albo pomagają umierać, ale nie wpływają na to co jest teraz na tyle mocno, żeby świat ograniczał się tylko do nich. Kolejna lekcja, nauka zapisana w sercu z tysiącznym numerem. To było tylko dla mnie. Pewnie już nigdy nie zapomnę jak to jest zgubić szczęście tylko po to, żeby po nie wrócić. Żeby walczyć tak naprawdę nie mając nawet najmniejszej nadziei na wygraną i żeby wygrać. Pokonać samego siebie w najtrudniejszej bitwie. Tej, której nikt nie widzi. Tej, którą każdy toczy we własnym sercu.

2 komentarze:

dziękuję