środa, 26 listopada 2014
siedemdziesiąt pięć
wtorek, 18 listopada 2014
siedemdziesiąt cztery
czwartek, 23 października 2014
siedemdziesiąt trzy
To wszystko, cała ta otoczka, którą budowaliśmy razem, by świat postrzegał nas jako coś idealnego, bez żadnej skazy, okazała się być czymś, co nas zgubi, nie uważasz? Dopóki byliśmy tylko dla siebie, dopóki nie liczyło się zdanie innych ludzi - było dobrze. Nie potrafię wyjaśnić, nawet sama przed sobą, dlaczego w którymś momencie bardziej od nas zaczęli liczyć się inni. Z dnia na dzień, z minuty ma minutę rosła coraz większa presja uwydatnienia ideału, którym przecież nie byliśmy. Kłóciliśmy się, nie odzywaliśmy się do siebie, mieliśmy siebie nawzajem dość, byliśmy ludźmi, zwykłymi ludźmi. Mieliśmy wady i to co stworzyliśmy też je miało. To nie było doskonałe. I byłoby zrozumiałe, gdybyśmy dla siebie dążyli do tego ideału, a nie dla kogoś, kto i tak próbował z zazdrości nas zniszczyć.
Upadliśmy tak szybko. Grunt sypał się nam pod nogami, a my nie potrafiliśmy uciekać razem. Puściliśmy swoje dłonie, bo woleliśmy żyć dalej osobno, niż razem ginąć. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie świadomość, że lepiej dla mnie byłoby gdybym wtedy straciła życie. Łatwiej umiera się, niż żyje samotnie. Łatwiej nie widzieć, nie słyszeć i nie czuć. Łatwiej nie kochać.
A ja wciąż kocham i czekam. Na jedno słowo, choćby miało być ostatnim. Nie, nie mogłoby. Oboje dobrze wiemy, że jedno słowo zmieniłoby wszystko. Chcielibyśmy to naprawić. Zdzieralibyśmy skórę do krwi, by odbudować to, co zostało zniszczone. Dlatego milczymy. Milczenie jest wygodne, szczególnie dla nas. Chciałabym wierzyć, że nadal wiesz co chcę powiedzieć, nawet jeśli nie powiem tego głośno. Chcę ufać, że wielkie słowa nie są potrzebne, że po prostu rozumiesz.
To miał być nasz świat. Nasza bajka, nasza książka, nasz wiersz, film, opowieść, piosenka, historia. To miało być nasze, to wszystko. Te uczucia, ta miłość miały nie mieć końca. I wiesz? Najbardziej boli to, że skończył się nasz świat, nasza bajka, książka, wiersz, film, opowieść, piosenka, historia i tylko ta miłość wcale się nie skończyła.
niedziela, 12 października 2014
siedemdziesiąt dwa
Wydawało mi się, że człowiek dla człowieka naprawdę potrafi być wszystkim, całym jego światem. Starałam się, ciągle starałam się potwierdzić czynami moje słowa o tym, że każdy może odejść, ale ja zawsze jestem. Nigdy nie odejdę, bo nie będę potrafiła tego zrobić.
Myślałam, że tylko odejście może mnie zabić.
Dziś umieram za każdym razem, kiedy patrzysz w inną stronę, niż moje oczy. Nie chcę dłużej czekać na to, aż stanę się tak ważna, byś znowu zaczął mnie zauważać. Nie potrafię tak żyć. Może nawet nie chcę. Nie jestem w stanie dać ci niczego, poza miłością, która niesie za sobą troskę i opiekę. Chciałabym, żebyś to zrozumiał. Żebyś zrozumiał mnie.
Nie chcę nawet myśleć o czymś, co wszyscy tak trywialnie nazywają końcem. Nasz koniec oznaczałby moją śmierć. Wiem, że masz tego świadomość i wiem, że cokolwiek by się nie działo, ty w głębi swojego serca wcale tego nie chcesz. Nie chcesz mnie tracić. Nie chcesz umierać.
Nie chcę patrzeć na nas z boku, bo wiem, że ten widok będzie tragiczny. Jak w tych wszystkich opowieściach bez szczęśliwego końca, bez księcia i księżniczki, bez białego rumaka. Wiem, że zobaczę na mojej twarzy przerażenie przed tym co będzie. Boję się końca.
Tak wiele chciałabym ci powiedzieć i zaczynam nienawidzić samą siebie za to porażające jak prąd milczenie. Musisz wiedzieć, że obawiam się swoich słów. Nie mówię zupełnie nic, bo boję się, że mogłabym powiedzieć coś, co znaczyłoby 'żegnaj'. A ja wcale nie chcę się żegnać, chociaż wiem, że powinnam.
Cholera, dlaczego to wszystko nie może być proste?
Wtedy, kiedy jeszcze mogłam być pewna twojej obecności bałam się starty. Bałam się przywiązania, bałam się swoich uczuć i tego, jak szybko jesteś w stanie poznawać mnie nie tylko z zewnątrz. Bałam się twojej znajomości mojego wnętrza, bo wiedziałam, że odchodząc zabrałbyś ze sobą także i to, co mam w sobie.
Teraz boję się tylko o to, czy przetrwamy. Czy po tylu walkach będziemy mieć siłę na kolejną bitwę.
Nie mogę cię stracić, nie możemy umrzeć. To zbyt powszechne zakończenie miłosnej historii. I z tej desperackiej potrzeby życia potrafię wyrzucić z siebie tylko kilka słów.
Pomóż mi, proszę.
sobota, 4 października 2014
siedemdziesiąt jeden
Skąd to wiem? Z doświadczenia. Przeżyłam już chyba tak wiele, by wiedzieć, że te słowa, które teraz czytasz mają potwierdzenie w mojej własnej biografii. Gdybyś tylko wiedział ile razy popełniłam ten sam błąd potrafiłbyś wytykać mnie palcami na ulicy, by przestrzec innych przez taką głupotą. Jestem tego pewna, bo gdybym wiedziała coś takiego o tobie, pewnie robiłabym to samo. I tak samo jak ty nie potrafiłabym spojrzeć w lustro i przyznać się, że tak naprawdę nie różnimy się niczym.
czwartek, 29 maja 2014
siedemdziesiąt
Ale nie płakałam. Naprawdę nie wiem czemu. Albo może wiem? Przecież my zawsze woleliśmy obrócić wszystko w żart. Ubrać każdą powagę sytuacji w słowa, przez które nie potrafiliśmy opanować salw śmiechu. Może właśnie dlatego dziś obyło się bez łez?
Nie płakałam, ale było mi strasznie smutno. Wszyscy dziś mówili tylko o tym, że coś się kończy, żeby coś innego mogło się zacząć. Cholerni geniusze. Cenne uwagi, które na pewno zachowam do końca życia. Pamiętaj dziecko, coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć. Dobrze wiedziałam, że jestem tam, bo właśnie coś się kończy. Siedziałam pośród ludzi, z którymi spędziłam 3 lata swojego życia. Ludzi, którzy nauczyli mnie w tej szkole potrzebniejszych rzeczy, niż nauczyciele. Wychodząc dziś stamtąd zrobiłam pewien bilans. Z jednej strony wiem co to spiętrzona metafora, trygonometria, pływy syzygijne, znam pierwiastki, znam angielski. A z drugiej wiem co to lojalność, przyjaźń, bezgraniczna szczerość, często aż ta prowadząca do bólu, wiem jak to jest krzywdzić i być krzywdzonym, wiem co znaczy porażka, mieć trzy kroki do sukcesu i tego nie wykorzystać i wiem co to oddanie i słowa pocieszenia w tych beznadziejnych momentach. Powiedz - co mi się bardziej przyda?
A mimo wszystko nie płakałam. Mimo tego, że skończyła się szkoła. Że dziś pożegnałam się z nią już na dobre. Że już nic nie będzie takie samo, bo to koniec. Bo liceum dobiegło końca, a my, dziś tak pięknie wyglądając, powiedzieliśmy sobie ostatnie 'cześć' jako klasa. To smutne. To smutne, chociaż każdy dobrze wiedział, już od pierwszej klasy wiedział, że taki będzie koniec. Że stając na progu tego liceum po raz pierwszy, staliśmy na linii startu, która po trzech latach, musiała stać się linią mety. Ten próg, drzwi tej szkoły były tą metą właśnie dziś. I chociaż każdy z nas wie, że może tam wrócić, że może zobaczyć wszystko to, co oglądaliśmy codziennie przez trzy lata, to to już nigdy nie będzie to samo.
Nie płakałam, chociaż może powinnam, bo dziś coś się skończyło. Skończyło się liceum, kochana - mimo wszystko, dziś mogę to powiedzieć, że kochana - szkoła i razem z tym skończyła się nasza cudowna 3c. Jedno jest pewne - takiej drugiej nie będzie już nigdy. A ja chyba już teraz za nią tęsknię.
Nie płakałam, chociaż to co spotkało mnie w tej szkole, dziś mogę nazwać marzeniem. Tacy ludzie zdarzają się chyba tylko raz w życiu. Ja poznałam ich właśnie w Koperniku. Jestem za to wdzięczna tej szkole, za tych ludzi najbardziej. Bo mimo tych złości, beznadziejnych momentów i chwil zwątpienia, ja nie wymieniłabym ich na nikogo innego. Od pierwszego dnia my byliśmy najlepsi.
A dziś nie płakałam, bo wiem, że jeśli ich kocham, to oni wcale nie odeszli.
Nie płakałam, bo mam ich w sercu.
I pamiętajcie - wcale nie byliśmy, my j e s t e ś m y najlepsi.
sobota, 17 maja 2014
sześćdziesiąt dziewięć
Życie to zwykły teatr. A Ty? Możesz być aktorem, laleczką, kukiełką - jak wolisz. Pamiętaj tylko, że to Twoje przedstawienie. Nie pozwalaj nikomu go niszczyć. Ty decydujesz.
Nie łudź się - na całym świecie jest tylko garstka osób, którym możesz ufać. Musisz ich tylko znaleźć. Nie spiesz się, masz na to czas. Masz mnóstwo czasu, żeby z tych siedmiu miliardów osób na świecie wybrać kilkoro, którzy będą dla Ciebie ważni. Rozumiesz? To tylko Twój wybór. A chyba nie chcesz cierpieć, prawda? Jeśli mam racje, to posłuchaj.
Nie daj się oszukać. Uwierz mi, ludzie z natury są zawistni. Nawet Ty. Tak, dobrze widzisz. Nie jesteś wyjątkiem, który każdego człowieka darzy ogromem pozytywnych uczuć. Chodzi tylko o to, byś poznał kto mimo swoich wad będzie umiał oddać ci serce. I komu Ty, bez żadnych wątpliwości, będziesz umiał oddać swoje. Bo pamiętaj, właśnie o oddawanie siebie samego drugiej osobie chodzi w życiu. Nic innego nie jest na tym świecie tak ważne.
niedziela, 2 marca 2014
sześćdziesiąt osiem
Nie słyszę już nic, poza biciem zmęczonego serca. Nie mogę spać. To nic, to tylko kolejna tęskniąca noc. Nie mów, że rozumiesz. Nie mam nawet pewności, czy wiesz co znaczy prawdziwie tęsknić.
Czuję w sobie taką przeraźliwą pustkę, w której echem odbija się żal. Nie ma nic poza tym żalem, że zostałam sama. To nie ma znaczenia na jak dlugo - godzinę, dzień, tydzień, zawsze. Ta pustka jest ciągle tak samo głęboka, to echo ciągle roznosi się po wszystkim. Ta cisza nadal krzyczy tak przeraźliwie.
Można starać się to zagłuszyć. Balansować na granicy śmiechu i płaczu. Można próbować, tylko nie wiem po co. Wynik zawsze jest taki sam - przegrałeś. Możesz to sprawdzić. Ja już nawet tego nie potrzebuję. Ja już to znam.
Wiem jak to jest nie móc zasnąć. Budzić się w nocy z krzykiem. Nie chcieć wstawać z łóżka rano i kłaść się do niego wieczorem. Tam najbardziej to widać. Najbardziej czuć samotność. W nocy wszystko widzi się w gorszym świetle, słyszy się więcej i czuje dwa razy mocniej.
A mnie chodzi tylko o niego.
O ciebie. Chcę oddać ci to wszystko. Każdy ból, łzę, każde uczucie, które żyje dzięki tobie. Tylko ty umiesz się nimi zaopiekować. Tylko ty wiesz co zrobić z moim sercem, by coraz stabilniej biło bezpiecznie w twoich dłoniach.
Wróć.
Zabierz to ode mnie i pokaż, pokaż mi, że potrafisz kochać nawet te słabości. Tą moją tęsknotę do ciebie, kiedy muszę czekać.
Przytul moje serce do swojego. Niechaj to już poczuję, bo znowu nie potrafię zasnąć.
sobota, 11 stycznia 2014
sześćdziesiąt siedem
Ale mam cię. Jesteś tutaj ze mną. Właśnie teraz, leżąc na zimnej, kuchennej podłodze opowiadasz mi jaki był świat, kiedy mnie nie znałeś. Ja tylko płaczę. Wylewam z siebie łzy wzruszenia, kiedy po raz kolejny mówisz mi cicho kilka drobnych liter, układających się w proste zdanie: 'świat istniał bez ciebie, ale nie ja'. Drżą mi dłonie, a ja nie jestem w stanie stwierdzić czy z powodu zimna, czy szczęścia, które w każdej komórce mojego ciała wywołuje właśnie dreszcze.
Szeptem mówię do ciebie pojedyncze słowa, bojąc się, że któreś z nich mogłoby być teraz nieodpowiednie. Gładzę delikatnie opuszkami palców wnętrze twojej dłoni.
Linia rozumu. To prawie irracjonalne, że dwa różne światy połączyliśmy w jedno.
Linia życia. To takie nieprawdopodobne, że zdołaliśmy się odnaleźć wśród innych ludzi. Jedno spotkanie, jedno spojrzenie, a ja już wiedziałam, że to właśnie ty.
Linia serca. Linia mojego serca. Linia mojej miłości do ciebie. Linia mnie na twojej dłoni.
To takie proste. Nie musisz nic mówić. Teraz słowa nie są nam potrzebne. Potrzebujemy ciszy. Musimy zasłuchać się w swoje oddechy i zacząć w końcu rozumieć dlaczego tak się stało. Dlaczego my. Chciałabym, żebyś wiedział jak wiele uczucia kryje w sobie i jak wiele miłości jestem w stanie ci podarować.
Linia serca. Spójrz na nią. Przyłóż dłoń do mojej. Pasuje idealnie. Tak, teraz rozumiem. Tak po prostu miało być.
Nie istniejemy bez siebie, to przecież takie proste.