czwartek, 23 października 2014

siedemdziesiąt trzy

Jakie to było? Niesamowite. Kuriozalne. Cudowne. Głupie. Piękne. Zwykłe i niezwykłe. To było nasze. Takie kochane, ciepłe, otulające serce. Nie było takie jak wszystko. Tyle wiem. Tyle pamiętam.
To wszystko, cała ta otoczka, którą budowaliśmy razem, by świat postrzegał nas jako coś idealnego, bez żadnej skazy, okazała się być czymś, co nas zgubi, nie uważasz? Dopóki byliśmy tylko dla siebie, dopóki nie liczyło się zdanie innych ludzi - było dobrze. Nie potrafię wyjaśnić, nawet sama przed sobą, dlaczego w którymś momencie bardziej od nas zaczęli liczyć się inni. Z dnia na dzień, z minuty ma minutę rosła coraz większa presja uwydatnienia ideału, którym przecież nie byliśmy. Kłóciliśmy się, nie odzywaliśmy się do siebie, mieliśmy siebie nawzajem dość, byliśmy ludźmi, zwykłymi ludźmi. Mieliśmy wady i to co stworzyliśmy też je miało. To nie było doskonałe. I byłoby zrozumiałe, gdybyśmy dla siebie dążyli do tego ideału, a nie dla kogoś, kto i tak próbował z zazdrości nas zniszczyć.
Upadliśmy tak szybko. Grunt sypał się nam pod nogami, a my nie potrafiliśmy uciekać razem. Puściliśmy swoje dłonie, bo woleliśmy żyć dalej osobno, niż razem ginąć. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie świadomość, że lepiej dla mnie byłoby gdybym wtedy straciła życie. Łatwiej umiera się, niż żyje samotnie. Łatwiej nie widzieć, nie słyszeć i nie czuć. Łatwiej nie kochać.
A ja wciąż kocham i czekam. Na jedno słowo, choćby miało być ostatnim. Nie, nie mogłoby. Oboje dobrze wiemy, że jedno słowo zmieniłoby wszystko. Chcielibyśmy to naprawić. Zdzieralibyśmy skórę do krwi, by odbudować to, co zostało zniszczone. Dlatego milczymy. Milczenie jest wygodne, szczególnie dla nas. Chciałabym wierzyć, że nadal wiesz co chcę powiedzieć, nawet jeśli nie powiem tego głośno. Chcę ufać, że wielkie słowa nie są potrzebne, że po prostu rozumiesz.
To miał być nasz świat. Nasza bajka, nasza książka, nasz wiersz, film, opowieść, piosenka, historia. To miało być nasze, to wszystko. Te uczucia, ta miłość miały nie mieć końca. I wiesz? Najbardziej boli to, że skończył się nasz świat, nasza bajka, książka, wiersz, film, opowieść, piosenka, historia i tylko ta miłość wcale się nie skończyła.

niedziela, 12 października 2014

siedemdziesiąt dwa

Byłam przekonana, że miłość nie potrzebuje żadnych dowodów na swoje istnienie. Myślałam, że można zobaczyć ją w oczach drugiego człowieka. Czuć w sercu, które nagle zaczynamy trzymać w dłoniach, by móc oddać je drugiej osobie. Byłam przekonana, że miłość jest wieczna, nigdy nie może się skończyć, wyczerpać.
Wydawało mi się, że człowiek dla człowieka naprawdę potrafi być wszystkim, całym jego światem. Starałam się, ciągle starałam się potwierdzić czynami moje słowa o tym, że każdy może odejść, ale ja zawsze jestem. Nigdy nie odejdę, bo nie będę potrafiła tego zrobić.
Myślałam, że tylko odejście może mnie zabić.
Dziś umieram za każdym razem, kiedy patrzysz w inną stronę, niż moje oczy. Nie chcę dłużej czekać na to, aż stanę się tak ważna, byś znowu zaczął mnie zauważać. Nie potrafię tak żyć. Może nawet nie chcę. Nie jestem w stanie dać ci niczego, poza miłością, która niesie za sobą troskę i opiekę. Chciałabym, żebyś to zrozumiał. Żebyś zrozumiał mnie.
Nie chcę nawet myśleć o czymś, co wszyscy tak trywialnie nazywają końcem. Nasz koniec oznaczałby moją śmierć. Wiem, że masz tego świadomość i wiem, że cokolwiek by się nie działo, ty w głębi swojego serca wcale tego nie chcesz. Nie chcesz mnie tracić. Nie chcesz umierać.
Nie chcę patrzeć na nas z boku, bo wiem, że ten widok będzie tragiczny. Jak w tych wszystkich opowieściach bez szczęśliwego końca, bez księcia i księżniczki, bez białego rumaka. Wiem, że zobaczę na mojej twarzy przerażenie przed tym co będzie. Boję się końca.
Tak wiele chciałabym ci powiedzieć i zaczynam nienawidzić samą siebie za to porażające jak prąd milczenie. Musisz wiedzieć, że obawiam się swoich słów. Nie mówię zupełnie nic, bo boję się, że mogłabym powiedzieć coś, co znaczyłoby 'żegnaj'. A ja wcale nie chcę się żegnać, chociaż wiem, że powinnam.
Cholera, dlaczego to wszystko nie może być proste?
Wtedy, kiedy jeszcze mogłam być pewna twojej obecności bałam się starty. Bałam się przywiązania, bałam się swoich uczuć i tego, jak szybko jesteś w stanie poznawać mnie nie tylko z zewnątrz. Bałam się twojej znajomości mojego wnętrza, bo wiedziałam, że odchodząc zabrałbyś ze sobą także i to, co mam w sobie.
Teraz boję się tylko o to, czy przetrwamy. Czy po tylu walkach będziemy mieć siłę na kolejną bitwę.
Nie mogę cię stracić, nie możemy umrzeć. To zbyt powszechne zakończenie miłosnej historii. I z tej desperackiej potrzeby życia potrafię wyrzucić z siebie tylko kilka słów.
Pomóż mi, proszę. 

sobota, 4 października 2014

siedemdziesiąt jeden

Ludzie są niesamowici, chociaż nie do końca chodzi mi o najlepsze znacznie tego słowa. Oni są po prostu dziwni. Nie, nie tylko ci, którzy nas otaczają. Ty i ja też. My wszyscy jesteśmy tak samo kuriozalni. Cały nasz gatunek jest taki sam jeśli chodzi o konkretną kwestię. Nie potrafimy uczyć się na błędach. Niby jesteśmy jak dzieci pakując się po raz tysięczny w to samo, a jednak jesteśmy tak bardzo dorośli, by błądzić po granicach nierozsądku i myśleć, że znajdziemy złoty środek, by nic się nam nie stało. Ale w przeciwieństwie do nas, dziecko parząc rękę ogniem już nie wyciągnie dłoni w stronę płomienia. A my, tacy dojrzali, tak bardzo dorośli i rozsądni wchodzimy w całości w ognisko, z którego przed chwila ledwo udało nam się wyjść. Bo tu już nawet nie chodzi o to, że nie uczymy się na cudzych błędach. Nie ma co się łudzić, tak się po prostu nie da. Podobno żeby się czegoś nauczyć musimy sparzyć się na tym sami. Wtedy lekcja życia jest zaliczona. Ale my tak nie potrafimy. To nasza głupia natura jest tak bardzo wypełniona naiwnością, o której nawet nie wiemy. To wszystko właśnie przez tą naiwną wiarę.
Skąd to wiem? Z doświadczenia. Przeżyłam już chyba tak wiele, by wiedzieć, że te słowa, które teraz czytasz mają potwierdzenie w mojej własnej biografii. Gdybyś tylko wiedział ile razy popełniłam ten sam błąd potrafiłbyś wytykać mnie palcami na ulicy, by przestrzec innych przez taką głupotą. Jestem tego pewna, bo gdybym wiedziała coś takiego o tobie, pewnie robiłabym to samo. I tak samo jak ty nie potrafiłabym spojrzeć w lustro i przyznać się, że tak naprawdę nie różnimy się niczym. 
Popełniłam setki, może nawet tysiące takich samych błędów. I to wcale nie byłoby aż tak straszne i przerażające, gdyby nie to, że większość z nich zawsze dotyczyły zaufania. Zaufania do ludzi, którzy kompletnie na nie nie zasługiwali. I chociaż to faktycznie boli mnie bardziej niż cokolwiek innego, to nie potrafię przestać śmiać się z tej naiwności. Z obietnic składanych dla nikogo, albo dla siebie, obietnic, które nigdy nie miały zostać złamane, ale tak naprawdę już przy pierwszej okazji szły w niepamięć. 
A ja znów zaufałam. Po raz kolejny złamałam obietnicę, nie potrafiłam tego pokonać. I znów wszystko wyglądało tak samo. Znów myślałam, że tym razem wygrałam, że będzie dobrze, że to w końcu jest to, czego tak długo szukałam. A ktoś znów zawodził. Odchodził i wracał, a ja wciąż potrafiłam tylko składać obietnice i ich nie dotrzymywać. 
Zaufanie podobno ciężko zdobyć, ale jeszcze ciężej odzyskać te stracone. Myślę, że to nieprawda. Przykład? To znowu ja. Z reguły nie ufam ludziom. Jestem tak niesamowicie ostrożna, że trzeba się naprawdę postarać, bym powiedziała o sobie komuś coś więcej niż imię. Ale jeśli się to komuś uda, jeśli ufam, tak naprawdę ufam, już nic nie jest trudne. A ludzie zawodzą. Tak samo mnie jak i ciebie i wiesz o tym, nie raz się z tym spotkałeś. Powiedz, przyznaj się przed samym sobą - ile razy niepotrzebnie wybaczyłeś? Wybaczyłeś z nadzieją, że tym razem będzie inaczej, a historia znów zataczała koło, no ile? Potrafisz to zliczyć? Bo ja chyba nawet nie umiem policzyć do tylu, ile tych błędów zrobiłam. 
Zaufanie. Tak, kiedy ja ufam, potrafię wybaczać. Jestem mistrzynią wybaczania. Boję się o siebie, bo nie wiem ile jeszcze razy będę potrafiła przez to przejść. Wybaczyć i znów czuć gorycz zawodu. I chociaż znam ten schemat działania, chociaż tak dobrze wiem o wszystkim co się stanie i o wszystkich konsekwencjach to równie dobrze jestem świadoma tego, że cokolwiek się stanie, ja znów zrobię to samo - wybaczę.